wtorek, 17 lutego 2015

5

Rebecca POV
Moje oczy otworzyły się kiedy poczułam zimną wodę na mojej twarzy. Krzyknęłam cicho i patrzyłam na niego kiedy szczerzył się do mnie. Jego włosy były mokre co sprawiało, że były jeszcze ciemniejsze; opadały na jego czoło.

-Dzień dobry, kochanie. - powiedział kpiąco.

Spojrzałam na niebo i blask słońca dotknął moje oczy. Zmusiło mnie to do położenia na nie ręki. Uniosłam brwi i zastanowiłam się czy poprzedniej nocy spałam.

Nie mogłam przestać myśleć o jego słowach ,,Przepraszam...Louis'' . Kim jest Louis? Czy był to chłopak którego zabił? Którego znał? Nie wierzyłam w to że Louis był chłopakiem którego zabił, ponieważ wydawał się naprawdę smutny kiedy wymawiał jego imię. Myśl o tym chłopaku męczyła mnie jeszcze 2 następne dni.

-Gdzie idziemy? - zapytałam przejeżdżając dłonią po włosach.

-Nie musisz wiedzieć. - rzucił i uniosłam moje brwi w szoku.

-To nie tak że mogłabym komuś powiedzieć, nie? - powiedziałam, zaskakując jego i siebie nagłym przypływem pewności siebie.

Jego brwi opadły i zmarszczył je, powodując że jego oczy wydawały się mniejsze. Patrzył na mnie uważnie. Nie mogłabym powiedzieć, że nie byłam przestraszona - bo byłam. Podniósł rękę a moje ciało wypełniła ulga kiedy przeczesał nią włosy.

-Punkt dla ciebie, ale nie masz prawa wiedzieć. - splunął i skrzyżował ręce.

-Kto tak powiedział? - powiedziałam i momentalnie pożałowałam kiedy jego dłoń spotkała się z moim policzkiem.

Moja głowa obróciła się i moja dłoń dotknęła bolącego miejsca. Łzy wypełniły moje oczy i bół rósł. Nigdy nie zostałam uderzona albo nawet dźgnięta...on był wyjątkiem. Wyjątkiem z którym nigdy nie chciałam się mierzyć.

-Nie waż powiedzieć do mnie tak jeszcze raz. - wysyczał i szloch uciekł z moich ust.

Spojrzałam w jego czarne oczy i ból uderzył moje serce.Widziałam smutek błyskający z jego oczu jednak został on szybko zakryty tą zimną tarczą. Łza spłynęła po moim policzku kiedy on ścisnął usta w cienką linię. Spojrzałam w dół i starłam łzę starając się uspokoić.

-Przepraszam. - powiedziałam nie patrząc w jego twarz.

-Dobrze. Teraz pójdę wziąć kilka rzeczy i nie myśl nawet o ucieczce, ponieważ wyrwę ci nogi. Mówię serio. - splunął i odszedł.

Nie było długo. Nie mogłam się powstrzymać i pozwoliłam moim łzom spłynąć po policzkach. Szloch uciekł z moich ust, ból objął kontrolę nas ciałem i duszą.

Narrator POV
Patrzył na nią zza krzaków. Widział dokładnie jej łzy spadające na ziemie mimo tego, że był daleko od niej. Bez problemu słyszał jej szloch i odgłos spadającej łzy. Słyszał jej szept i modlitwę. Poczuł jakby zranił po tym jak ją spoliczkował i to sprawiło, że na jego twarzy pojawił się uśmieszek.

-Dobra robota, Harry. - powiedział głos w jego głowie. Chłopak wstrząsnął głową i schował twarz w dłoniach

-Nie. Nie powinienem tego zrobić. - mruknął do siebie nie wierząc, że właśnie spoliczkował dziewczynę.

-Nie bądź taki łaskawy, Harry. To nie ty. - powiedział głos. Harry zamknął oczy.

-Ty nie jesteś mną. - wymamrotał, czując, że mała część niego powoli się odsłania.

-Zbierz się do kupy, chłopcze. Chcemy ją torturować, nie być jej przyjacielem! - głos odbijał się echem w jego głowie.

-Ale ona nic nie zrobiła. - Harry spojrzał z niebo ze zmarszczonymi brwiami.

-Ty również kiedy zmienili cię w potwora, Harry. - przypomniał głos co sprawiło, że gniew wrócił do Harry'ego i opanował jego ciało.

-Przynajmniej poczuli prawdziwy ból. - powiedział przez zaciśnięte zęby przypominając sobie kiedy zabijał dwóch mężczyzn w samochodzie. Poczuł się silniejszy.

-Nie wyjdzie z tego żywa, Harry. Ona też poczuje prawdziwy ból. - głos oznajmił i cisza wypełniła miejsce w którym stał.

Obrócił głowę i ponownie spojrzał na dziewczynę. Mógł zobaczyć wszystko perfekcyjnie, tak jakby stał tuż obok niej. Wycierała oczy i patrzyła w niebo przygryzając dolną wargę. Harry podziwiał jak pięknie wyglądała jednak skupił swoją uwagę na jej słowach.

-Proszę...proszę...Boże, pomóż mi. - błagała kręcąc powoli głową - Proszę...pomóż mi. - powtórzyła i Harry poczuł coś w klatce piersiowej.

Poczuł falę smutku przepływającego przez jego ciało, ale szybko przypomniał sobie że musi być twardy. Ale ta mała, malutka, zaczęła znowu czuć. Harry był tym bardzo wkurzony i zadowolony, ponieważ nie chciał tracić tego uczucia - tęsknił za nim.

-Po prostu...nie pozwól mu mnie skrzywdzić. - płakała i schowała twarz w dłoniach co sprawiło, że serce Harry'ego zaczęło bić w jego klatce.

Wstrzymał oddech i poczuł że został ukłuty w serce. Uklęknął pod drzewem. Odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna...ta dziewczyna miała wpływ na niego. Nienawidził tego. Nienawidził jej za budzenie małej części niego która znowu zaczęła czuć i chciał ją zabić, właśnie tam.

Ale ta mała część niego była silniejsza niż potwór, który miał kontrolę nad jego ciałem. Ta mała część mówiła mu żeby jej nie zabijał. Niespodziewanie, Harry uległ i obiecał sobie że jej nie zabije, ale będzie ją torturował. Myśl słyszenia jej krzyków sprawiła, że uśmiechnął się złowieszczo i czuł że chciał łamać jej kości; ale wciąż, mała część wewnątrz jego nienaturalnego ciała uratowała ją.

-Kim jesteś. - wyszeptał Harry i spojrzał ponownie na dziewczynę, która musiała osuszyć policzki po łzach - Co ty ze mną robisz.

-Boże...jeśli on ma serce... - słowa dziewczyny przykuły jego uwagę. Gapiła się w niebo. Miała zaczerwienione i zeszklone oczy. Jej dłonie trzęsły się a ciało wydawało się pozbawione mocy - Jeśli on wciąż ma serce...uratuj go. - modliła się. Harry westchnął.

Nie spodziewał się że usłyszy coś takiego z jej spuchniętych ust. Spodziewał się przeklęstw i krzyków, ale nie modlitw o jego duszę. Harry przymróżył oczy dzięki czemu mógł zobaczyć ją uważniej; wpatrywał się w jej twarz.

Była obolała, zraniona i bezradna. Przez sekundę chciał ją przeprosił, ale nagle powstrzymał się. Potrząsnął głową i obrócił się stawiając czoła przeznaczeniu.

-Nie. Ona nie wyjdzie z tego cała. Ona zginie. Zabiję ją. - wymamrotał do siebie. Spojrzał na ziemię i kopnął kilka kamieni.

-Proszę pomóż mi. Pomóż jemu. - głos dziewczyny był tak czysty w jego uszach pomimo tego że stał on dalej.

Harry zacisnął dłonie w pięści i wziął głęboki wdech. Chciał przestać myśleć i zastanawiać się dlaczego ta dziewczyna modliła się na niego kiedy on prawie ją zabił. Ale wtedy zdał sobie sprawę; ona była niewinna.

 Rebecca POV
Wydawało się że minęły lata odkąd zostawił mnie samą; płaczącą przy rzecze. Czułam jakby to tylko moje łzy ją wypełniały. Moje serce łamało się jeszcze bardziej. Naprawdę chciałam wiedzieć dlaczego on robi te wszystkie złe rzeczy i dlaczego jest taki złośliwy dla mnie. Nie chciałam go ranić, chciałam aby mnie wypuścił.

Usłyszałam odgłos czyjegoś buta rozbijającego coś i szybko odwróciła głowę w kierunku z którego dochodził dźwięk. Skręciło mnie w żołądku kiedy zobaczyłam jego idącego w moim kierunku. Jego czarne oczy były utkwione w ziemi kiedy trzymał mój plecak. Nawet na mnie nie spojrzał kiedy mnie minął. Rzucił plecak obok drzwa, usiadł obok niego i pochylił się nad nim.


Nie byłam pewna dlaczego nigdzie nie poszliśmy.  Słońce zaczęło zachodzić co znaczyło, że zostawił mnie tu samą na cały dzień. Bardzo łatwo mogłam uciec, ale coś w środku mówiło mi żebym lepiej tego nie robiła.


-Widzę, że wciąż tu jesteś. – powiedział nagle swoim głębokim głosem.

-Gdzie indziej miałabym być? – wymamrotałam  a on przytaknął. Jego wzrok wciąż nie podnosił się z ziemi.

-Gdziekolwiek był cię wysłał. – powiedział, martwiąc mnie gdzie mógłby mnie wysłać.

-Mogę zapytać gdzie? – zapytałam cicho i jego oczy spotkały moje.

-Do piekła. – odpowiedział i przełknęłam ślinę.

Spojrzałam w dół i nerwowo bawiłam się palcami. Jego odpowiedź nie była uspokajająca, wcale. Nawet nie wiedziałam czy pójście do piekła czy zostanie z nim było lepsze.

-Myślę, że mi się udało. – zażartowałam sama do siebie i usłyszałam jego chichot. 

-Uwierz mi, kochanie. – zaczął, sprawiając że spojrzałam na niego – Bycie ze mną jest gorsze niż trafienie do piekła.

Jego słowa sprawiły, że moje kolana stały się słabe i ścisnęłam usta w cienką linię. To była moja odpowiedź, ale to nawet nie sprawiło, że poczułam się usatysfakcjonowana, wcale. Przetarłam dłonią twarz i wzięłam z ziemi kamień i wrzuciłam go do rzeki. 

-Gdzie chciałabyś być? – zapytał nagle i mogłam poczuł jego spojrzenie na sobie.

Zmarszczyłam brwi kiedy patrzyłam przed siebie myśląc nad odpowiedzią. Nawet nie wiedziałam czy chciał żebym mu odpowiedziała, albo jaka była moja odpowiedź. Umieranie to najprawdopodobniej najgorszą rzeczą jaką ktokolwiek mógłby sobie życzyć. Od kiedy mam 18 lat chcę żyć co wydaje się bardzo niemożliwe w tym momencie. Z drugiej strony, bycie z nim jest źródłem bólu i strachu. Nie wydaje mi się abym była zdolna z nim zostać…więc może…może wolałabym umrzeć.

Po prostu wzruszyłam ramionami i potrząsnęłam głową. Kiedy odwróciłam głowę żeby spojrzeć na niego zatkało mnie, ponieważ znajdował się stopę dalej ode mnie. Nie wydawał się wierzyć z moją ,,odpowiedź’’ i to mnie przerażało, ponieważ nie wiedziałam jak zareaguje. 

-Wolisz umrzeć. – wyszeptał, jakimś sposobem jego głos był słaby.

Jego spojrzenie zagłębiało się w moje a moje serce było szybciej. Wziął głęboki wdech i zamknął oczy jakby próbował się uspokoić. Mogłam zobaczyć wewnętrzną walkę między dwoma nierozpoznawalnymi rzeczami  i to spowodowało niepokój we mnie.

-Bardzo dobrze…- zaczął i skierował swoje otwarte już oczy we mnie – Zabiję cię.

Jego dłonie owinęły się wokół mojej szyi i zacisnęły co sprawiło, że traciłam oddech. Łapałam z trudem powietrze i wpatrywałam się w jego czarne oczy. Zrobił to wcześniej i dał mi żyć. Zrobi to jeszcze raz? Pomyślałam, przerażona odpowiedzą.

Jego dłonie zacieśniły uścisk i położyłam moje dłonie na jego starając się je odepchnąć. Zamknął oczy i ścisnął szczękę jakby starał się zatrzymać coś wewnątrz siebie. 

-Kurwa! – krzykną i odciągnął swoje dłonie od mojej szyi sprawiając, że moja głowa poleciała na ziemię.
Byłam zszokowana i przestraszona kiedy umiejscowił dłonie po bokach jego głowy i potrząsnął nią wściekle. Wydawało się że miał zamiar sam się uderzyć w twarz. 

-Przestań! – wykrzyczał i wstał. Kołysał się w tył i w przód.

Stałam oniemiała. Nie wiedziałam nawet co się działo, ale zanim mogłam o cokolwiek zapytać , on zniknął  jak błysk sprzed mojej twarzy.   




#TSfanfic 
______


Jeśli doceniasz czas poświęcony na tłumaczeniu tego - zostaw komentarz.


poniedziałek, 2 lutego 2015

4

Ciemność.

To było wszystko co mogłam zobaczyć, kiedy czułam jak moje serce ponownie uderza. Moje płuca bolały ale nabrałam powietrze, kiedy moje oczy się otworzyły. Spojrzałam na otoczenie, a moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłam, że nadal jestem w lesie, gdzieś głęboko lesie, sama.

Moje ręce udały się w miejsce gdzie dostałam nożem. Westchnienie ulgi uciekło z moich ust gdy nie poczułam bólu. Zmarszczyłam brwi w błędzie i podciągnęłam koszulkę ponad żołądek. Moja szczęka dotknęła ziemi, gdy zobaczyłam, ze nie było żadnej rany lub przynajmniej siniaka. Była po prostu sucha krew, ale nie było nawet małego dowodu cięcia na mojej skórze.

W jaki sposób? Myślałam. To nie mogło się zdarzyć naprawdę, prawda? Przez sekundę myślałam, że to tylko sen, ale myśl szybko została odrzucona, gdy zobaczyłam jego idącego w moją stronę przez drzewa.

Moje serce waliło w piersi głośniej, kiedy jego ciemne oczy zobaczyły moje a słynny uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Wstrzymałam oddech, gdy dostał się tuż przede mnie w mgnieniu oka.

Strach przejął moje ciało i wszystko, co mogłam to mieć nadzieję, że nic mi nie zrobi. Spojrzał na mój zabrudzony brzuch i z dumnym uśmiechem utworzył z ust kształt serca.

-Widzę, że jest w porządku. - mruknął, wciąż utrzymując wzrok na moim brzuchu.

-J-jak? - jęknęłam i pochyliłam się do drzewa.

-Moja krew. - odpowiedział prosto i spojrzał na mnie jego czarnym przerażającym spojrzeniem.

-Twoja, co? - zapytałam w szoku i wtedy przypomniałam sobie.

Kazał mi pić swoją krew. Mój żołądek skręcił się jeszcze bardziej, a ja zakryłam usta, aby powstrzymać się od wymiotów. Zaśmiał się i odchylił głowę do tyłu.

Wtedy spojrzałam na niego dokładniej. Miał czerwoną chustkę na głowie, blokując swoje długie czekoladowe loki spadające na twarz. Rozpoznałam bandanę i rozdrażnienie uderzyło we mnie ponieważ skorzystał z zabicia kogoś.

-To jest Ashtona. - powiedziałam powoli, a on uniósł brew.

-Co? - zapytał i przełknął ślinę.

-To. - skinęłam na jego włosy i jego ręka udała się do włosów aby jej dotknąć.

-Och, to? - uśmiechnął się, a ja skinęłam głową, przestraszona na jego reakcję. - To było Aarona. - warknął.

-Asht-

-Zamknij się! - krzyknął na mnie, zanim zdążyłam go poprawić.

Rozdrażnienie uderzyło we mnie jeszcze bardziej i łzy popłynęły mi z oczu, upadłam. Spojrzał na mnie i zobaczyłam błysk żalu w jego czarnych oczach. Poczułam się jeszcze mniejsza i bezbronna niż wcześniej. On, z drugiej strony, wydawał się cieszyć.

-Nie jesteś tym, który ma kontrolę, rozumiesz? - syknął, pochylając się do mojej twarzy.

Przełknęłam ślinę i skinęłam głową, cichy głos w mojej głowie mówił mi, aby zamknąć usta. Spojrzałam na niego, a on przestraszony wyprostował się i rozejrzał. Poszłam za jego wzrokiem i zastanawiałam się, gdzie jesteśmy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

-Teraz możesz chodzić, wstań. - powiedział, a ja zrobiłam tak jak mi kazał.

Skinął głową w kierunku drogi i poczekał aż ja ruszyłam, aby iść za mną. Potknęłam się o skałę i prawie upadłam, ale złapałam równowagę, przez co zachichotał. Przewróciłam oczami i spojrzałam przed siebie, starając znaleźć coś rozpoznawalnego.

Może tą drogą szedł za moimi przyjaciółMi , ale nic nie wydawało się znajome. Fala rozczarowania przeszła przeze mnie i mała dezaprobata pojawiła się na mojej twarzy. Pchnęłam gałąź drzewa i przeszłam obok niej, ale kiedy puściłam ją usłyszałam jak coś uderzyło mężczyznę, a dreszcz powędrował po moim kręgosłupie.

-Kurwa! Uważaj! - krzyknął za mną, a ja rzuciłam szybkie spojrzenie przez ramie.

- Przepraszam. - mruknęłam i kontynuowałam swoją drogę.

Nawet nie wiedziałam, gdzie idziemy ale za bardzo się bałam spytać i zdenerwować go znowu, więc szłam dalej. Moje buty kopały niektóre skały na mojej drodze, a słońce zaczęło powoli zachodzić.

- Stop. - nagle zażądał, a ja przeniosłam wzrok z ziemi w górę.

Rozejrzałam się, a moje oczy wylądowały na rzece o której Calum mówił. Łzy spływały mi po policzkach, ale szybko otarłam je patrząc w dół, starając się ukryć swoją twarz.

- Jesteśmy tu na dzisiejszy wieczór. - powiedział chłodno i przeszedł obok mnie, popychając moje ramie w sposób, dzięki czemu moje ciało ruszyło się do przodu.

Wzięłam głęboki oddech, a następie drżąc podeszłam bliżej rzeki. Oczy zeskanowały moje ubrania i idea usuwania plam przyszła mi na myśl, ale wyrzuciłam ją, kiedy zobaczyłam go w dole i opierającego się o drzewo, które jest bliżej rzeki. Jego oczy utkwione były w wodzie i falach uderzających o niektóre skały. Wydawało się być miło, a ciekawość we mnie wzrosła na sekundę.

Kto to jest? Dlaczego on robi to wszystko? Dlaczego on trzyma mnie jako zakładnika? Dlaczego chce mnie zabić? Co to za człowiek? Wszystkie te pytania rzucały się w mojej głowie i tylko mnie myliły.

Słońce w dole zmieniło się w kolor pomarańczowo-fioletowy. Westchnęłam i podeszłam bliżej rzeki, ale nadal zachowując dystans pomiędzy nami. Uklęknęłam i umyłam ręce w wodzie, zmywając krew Grace. Nie mogła ukryć grymasu. Umyłam ręce próbując myśleć o czymś innym niż jej zimne martwe oczy lub jej otwarta czaszka, które doprowadziły mnie do płaczu.

Widziałam moje odbicie w wodzie i wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam go stojącego za mną patrzącego na mnie intensywnie. Szybko odwrócił się, a ja spojrzałam na niego przerażona, zastanawiając się, jak dostał się za mnie, nie hałasując.

Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się wysyłając dreszcze do moich pleców. Nie mogłam powiedzieć słowa ponieważ zostałam zszokowana jego nagłym ruchem i jego spojrzeniem, które wykopywało wnętrzności moich oczu.

-Czy ty płaczesz? - zapytał a jego głos był niski i zimny.

-J-ja - naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć.

To naprawdę nie przeszkadza mu, przyciągnął mnie bliżej siebie. Dyszałam, ale ugryzłam się w policzek powstrzymać łzy.

-Jesteś bardzo wrażliwa. Przestań płakać, kochanie. To nie wskrzesi twoich znajomych. - uśmiechnął się, a mój żołądek skręcił się.

Mogłam z łatwością powiedzieć, że był przystojny, najprzystojniejszy facet jakiego kiedykolwiek widziałam w zasadzie. Mógł mieć najlepszy uśmiech i być najbardziej znanym chłopakiem w mojej dzielnicy i szkole. Ale wszystko, co w nim było, było dziwne, nieznane i neutralne. Coś było nie tak z tym facetem, wszystko co było w nim niszczyło go, a pierwszą rzeczą było to co zrobił z moimi przyjaciółmi.

Popchnął mnie, uwalniając uchwyt na mojej szyi przez co moje ciało cofnęło się do tyło i prawie wpadłam do rzeki uderzając głową o skały. To boli mniej, pomyślałam sobie, ale myśl o śmierci tylko bardziej mnie przestraszyła.

-Ludzie nie zrobią ci przysługi, jeśli widzą, że płaczesz. - mruknął i ruszył z powrotem do miejsca gdzie widziałam go siedzącego.

Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam się myjąc skórę aż do mich ramion. Na twarzy nadal miałam suchą krew, więc szybko wzięłam wodę w dłonie i obmyłam dosłownie wszystko co było na mojej twarzy.

-Oh, chcesz zmyć krew z twojej ładnej buzi? - zapytał, a odrobina sarkazmu ukrywała się za jego głosem.

Zanim zdążyłam coś zrobić, poczułam zimną wodę na całej głowie, chwycił moje włosy w ciasnym uścisku trzymając mnie w dół. Panika przejęła moje ciało. Nie miałam żadnego dostępu do tlenu. Poczułam w płucach ból, a moje serce biło szybciej w mojej klatce piersiowej.

Wyciągnęłam głowę z wody i tak szybko jak tylko mogłam wzięłam głęboki oddech zanim została włożona z powrotem do wody. Słyszałam jego śmiech i wiedziałam że mogę łatwo umrzeć.

Otworzyłam usta do krzyku, nie był to dobry pomysł, ponieważ moje usta natychmiastowo zostały wypełnione wodą przez co nie mogłam dłużej trzymać oddechu. Wyciągnęłam głowę z wody i wzięłam głęboki wdech, starając się wypełnić moje płuca wystarczającą ilością tlenu aby przytrzymać mnie przy życiu. Zakaszlałam i położyłam dłoń na mojej piersi, czując puls pod moją dłonią.

Spojrzałam na niego, całe moje ciało drżało ze strachu. Stał tam, ramiona skrzyżowane, zły uśmiech na jego twarzy, jego włosy ruchome ze względu na wiatr, czarne oczy wpatrujące się we mnie, patrząc z rozbawieniem, fioletowe i niebieskie żyły pojawiły się na jego ramionach i szyi. Krew na ubraniach. Wyglądał jakby był na spacerze zmarłych. Jak demon, czy coś.

Dla mnie nie wyglądał jak prawdziwy człowiek.

-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam cicho, a on zachichotał.

-Pomogłem oczyścić twoją twarz. Nie musisz dziękować. - powiedział ironicznie i zmarszczył brwi.

-Prawie mnie utopiłeś! - powiedziałam z irytacją wyrzucając rękami w powietrze.

Uśmiech na jego twarzy natychmiast zniknął, a jego mięśnie napięte w szczęce zacisnęły się. Przeklęłam siebie za to że to zrobiłam. Zrobił jeden krok do przodu i zgiął się w dół, aby mógł być na tym samym poziomie oczu co ja.

-Uwierz mi, kiedy będę naprawdę chciał cię zabić, to będzie o wiele gorsze niż utonięcie. - powiedział chłodno wysyłając dreszcze do moich pleców.

-Co ja zrobiłam? - wyszeptałam, bardziej do siebie.

-Ty? - zachichotał. - Nic, w ogóle.

-Dlaczego? Dlaczego robisz t-to wszystko? - czułam się tak jakbym utknęła między ścianą a nim przede mną, co powoduje że nie mogę nawet wyraźnie mówić.

-Dlaczego miałbym tego nie robić? - zapytał w sposób jak gdyby to było tak mylące.

-B-bo jestem niewinna. Nic tobie nie zrobiłam... - wymamrotałam.

Jego brwi złączyły się w zamyśleniu i nieczytelny wyraz pojawił się na jego przerażającym obliczu. Próbowałam coś odczytać z jego czarnych błyszczących oczu, ale on mi na to nie pozwolił. Był jak tarcza, tarcza której nikt nie mógł złamać, zwłaszcza ja.

Stał prosto, ale po chwili odwrócił się na pięcie, wracając do drzewa gdzie wcześniej siedział. Spojrzałam na niego. I nawet nie wiem co zrobi mi jutro, czy będę mogła jutro oddychać.

-Idź spać. - rozkazał i usiadł pod drzewem kierując oczy wpatrując oczy tępo w oddal.

Spojrzałam na moje odbicie w rzece i zobaczyłam że nie ma już krwi na mojej twarzy. Sposób w jaki została zmyta nie był najlepszy, ale zadziałał. Westchnęłam i wstałam rozglądając się próbując znaleźć miejsce gdzie będę mogła spać.

Oparłam się o drzewo i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, owinęłam ramiona wokół nich i ukryłam twarz w kolanach. Zapadła cisza, tylko szum wiatru wśród drzew i fale rozbijające się na skałach były echem w lesie.

-To moja wina... - usłyszałam jakiś szmer, a moje serce zatrzepotało w klatce piersiowej na miękkość jego głosu.

Spojrzałam na niego, aby znaleźć go wpatrującego się w niebo, cień smutku błysnął w jego zachowaniu i coś uderzyło mnie w dole mojego brzucha.

Przyglądałam mu się uważnie, czekając na kolejne słowa, ale zapadła cisza. Nie wiem czy mówił do mnie czy do siebie, ale jego głos był tak miękki dla mojego serca, że w jakiś sposób czuję żal do niego. Jednak jego następne słowa, na które czekałam tak długo, wstrząsnęły mną:

-Przepraszam... Louis.


#TSfanfic 
______
Jeśli doceniasz czas poświęcony na tłumaczeniu tego - zostaw komentarz.