poniedziałek, 2 lutego 2015

4

Ciemność.

To było wszystko co mogłam zobaczyć, kiedy czułam jak moje serce ponownie uderza. Moje płuca bolały ale nabrałam powietrze, kiedy moje oczy się otworzyły. Spojrzałam na otoczenie, a moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłam, że nadal jestem w lesie, gdzieś głęboko lesie, sama.

Moje ręce udały się w miejsce gdzie dostałam nożem. Westchnienie ulgi uciekło z moich ust gdy nie poczułam bólu. Zmarszczyłam brwi w błędzie i podciągnęłam koszulkę ponad żołądek. Moja szczęka dotknęła ziemi, gdy zobaczyłam, ze nie było żadnej rany lub przynajmniej siniaka. Była po prostu sucha krew, ale nie było nawet małego dowodu cięcia na mojej skórze.

W jaki sposób? Myślałam. To nie mogło się zdarzyć naprawdę, prawda? Przez sekundę myślałam, że to tylko sen, ale myśl szybko została odrzucona, gdy zobaczyłam jego idącego w moją stronę przez drzewa.

Moje serce waliło w piersi głośniej, kiedy jego ciemne oczy zobaczyły moje a słynny uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Wstrzymałam oddech, gdy dostał się tuż przede mnie w mgnieniu oka.

Strach przejął moje ciało i wszystko, co mogłam to mieć nadzieję, że nic mi nie zrobi. Spojrzał na mój zabrudzony brzuch i z dumnym uśmiechem utworzył z ust kształt serca.

-Widzę, że jest w porządku. - mruknął, wciąż utrzymując wzrok na moim brzuchu.

-J-jak? - jęknęłam i pochyliłam się do drzewa.

-Moja krew. - odpowiedział prosto i spojrzał na mnie jego czarnym przerażającym spojrzeniem.

-Twoja, co? - zapytałam w szoku i wtedy przypomniałam sobie.

Kazał mi pić swoją krew. Mój żołądek skręcił się jeszcze bardziej, a ja zakryłam usta, aby powstrzymać się od wymiotów. Zaśmiał się i odchylił głowę do tyłu.

Wtedy spojrzałam na niego dokładniej. Miał czerwoną chustkę na głowie, blokując swoje długie czekoladowe loki spadające na twarz. Rozpoznałam bandanę i rozdrażnienie uderzyło we mnie ponieważ skorzystał z zabicia kogoś.

-To jest Ashtona. - powiedziałam powoli, a on uniósł brew.

-Co? - zapytał i przełknął ślinę.

-To. - skinęłam na jego włosy i jego ręka udała się do włosów aby jej dotknąć.

-Och, to? - uśmiechnął się, a ja skinęłam głową, przestraszona na jego reakcję. - To było Aarona. - warknął.

-Asht-

-Zamknij się! - krzyknął na mnie, zanim zdążyłam go poprawić.

Rozdrażnienie uderzyło we mnie jeszcze bardziej i łzy popłynęły mi z oczu, upadłam. Spojrzał na mnie i zobaczyłam błysk żalu w jego czarnych oczach. Poczułam się jeszcze mniejsza i bezbronna niż wcześniej. On, z drugiej strony, wydawał się cieszyć.

-Nie jesteś tym, który ma kontrolę, rozumiesz? - syknął, pochylając się do mojej twarzy.

Przełknęłam ślinę i skinęłam głową, cichy głos w mojej głowie mówił mi, aby zamknąć usta. Spojrzałam na niego, a on przestraszony wyprostował się i rozejrzał. Poszłam za jego wzrokiem i zastanawiałam się, gdzie jesteśmy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

-Teraz możesz chodzić, wstań. - powiedział, a ja zrobiłam tak jak mi kazał.

Skinął głową w kierunku drogi i poczekał aż ja ruszyłam, aby iść za mną. Potknęłam się o skałę i prawie upadłam, ale złapałam równowagę, przez co zachichotał. Przewróciłam oczami i spojrzałam przed siebie, starając znaleźć coś rozpoznawalnego.

Może tą drogą szedł za moimi przyjaciółMi , ale nic nie wydawało się znajome. Fala rozczarowania przeszła przeze mnie i mała dezaprobata pojawiła się na mojej twarzy. Pchnęłam gałąź drzewa i przeszłam obok niej, ale kiedy puściłam ją usłyszałam jak coś uderzyło mężczyznę, a dreszcz powędrował po moim kręgosłupie.

-Kurwa! Uważaj! - krzyknął za mną, a ja rzuciłam szybkie spojrzenie przez ramie.

- Przepraszam. - mruknęłam i kontynuowałam swoją drogę.

Nawet nie wiedziałam, gdzie idziemy ale za bardzo się bałam spytać i zdenerwować go znowu, więc szłam dalej. Moje buty kopały niektóre skały na mojej drodze, a słońce zaczęło powoli zachodzić.

- Stop. - nagle zażądał, a ja przeniosłam wzrok z ziemi w górę.

Rozejrzałam się, a moje oczy wylądowały na rzece o której Calum mówił. Łzy spływały mi po policzkach, ale szybko otarłam je patrząc w dół, starając się ukryć swoją twarz.

- Jesteśmy tu na dzisiejszy wieczór. - powiedział chłodno i przeszedł obok mnie, popychając moje ramie w sposób, dzięki czemu moje ciało ruszyło się do przodu.

Wzięłam głęboki oddech, a następie drżąc podeszłam bliżej rzeki. Oczy zeskanowały moje ubrania i idea usuwania plam przyszła mi na myśl, ale wyrzuciłam ją, kiedy zobaczyłam go w dole i opierającego się o drzewo, które jest bliżej rzeki. Jego oczy utkwione były w wodzie i falach uderzających o niektóre skały. Wydawało się być miło, a ciekawość we mnie wzrosła na sekundę.

Kto to jest? Dlaczego on robi to wszystko? Dlaczego on trzyma mnie jako zakładnika? Dlaczego chce mnie zabić? Co to za człowiek? Wszystkie te pytania rzucały się w mojej głowie i tylko mnie myliły.

Słońce w dole zmieniło się w kolor pomarańczowo-fioletowy. Westchnęłam i podeszłam bliżej rzeki, ale nadal zachowując dystans pomiędzy nami. Uklęknęłam i umyłam ręce w wodzie, zmywając krew Grace. Nie mogła ukryć grymasu. Umyłam ręce próbując myśleć o czymś innym niż jej zimne martwe oczy lub jej otwarta czaszka, które doprowadziły mnie do płaczu.

Widziałam moje odbicie w wodzie i wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam go stojącego za mną patrzącego na mnie intensywnie. Szybko odwrócił się, a ja spojrzałam na niego przerażona, zastanawiając się, jak dostał się za mnie, nie hałasując.

Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się wysyłając dreszcze do moich pleców. Nie mogłam powiedzieć słowa ponieważ zostałam zszokowana jego nagłym ruchem i jego spojrzeniem, które wykopywało wnętrzności moich oczu.

-Czy ty płaczesz? - zapytał a jego głos był niski i zimny.

-J-ja - naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć.

To naprawdę nie przeszkadza mu, przyciągnął mnie bliżej siebie. Dyszałam, ale ugryzłam się w policzek powstrzymać łzy.

-Jesteś bardzo wrażliwa. Przestań płakać, kochanie. To nie wskrzesi twoich znajomych. - uśmiechnął się, a mój żołądek skręcił się.

Mogłam z łatwością powiedzieć, że był przystojny, najprzystojniejszy facet jakiego kiedykolwiek widziałam w zasadzie. Mógł mieć najlepszy uśmiech i być najbardziej znanym chłopakiem w mojej dzielnicy i szkole. Ale wszystko, co w nim było, było dziwne, nieznane i neutralne. Coś było nie tak z tym facetem, wszystko co było w nim niszczyło go, a pierwszą rzeczą było to co zrobił z moimi przyjaciółmi.

Popchnął mnie, uwalniając uchwyt na mojej szyi przez co moje ciało cofnęło się do tyło i prawie wpadłam do rzeki uderzając głową o skały. To boli mniej, pomyślałam sobie, ale myśl o śmierci tylko bardziej mnie przestraszyła.

-Ludzie nie zrobią ci przysługi, jeśli widzą, że płaczesz. - mruknął i ruszył z powrotem do miejsca gdzie widziałam go siedzącego.

Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam się myjąc skórę aż do mich ramion. Na twarzy nadal miałam suchą krew, więc szybko wzięłam wodę w dłonie i obmyłam dosłownie wszystko co było na mojej twarzy.

-Oh, chcesz zmyć krew z twojej ładnej buzi? - zapytał, a odrobina sarkazmu ukrywała się za jego głosem.

Zanim zdążyłam coś zrobić, poczułam zimną wodę na całej głowie, chwycił moje włosy w ciasnym uścisku trzymając mnie w dół. Panika przejęła moje ciało. Nie miałam żadnego dostępu do tlenu. Poczułam w płucach ból, a moje serce biło szybciej w mojej klatce piersiowej.

Wyciągnęłam głowę z wody i tak szybko jak tylko mogłam wzięłam głęboki oddech zanim została włożona z powrotem do wody. Słyszałam jego śmiech i wiedziałam że mogę łatwo umrzeć.

Otworzyłam usta do krzyku, nie był to dobry pomysł, ponieważ moje usta natychmiastowo zostały wypełnione wodą przez co nie mogłam dłużej trzymać oddechu. Wyciągnęłam głowę z wody i wzięłam głęboki wdech, starając się wypełnić moje płuca wystarczającą ilością tlenu aby przytrzymać mnie przy życiu. Zakaszlałam i położyłam dłoń na mojej piersi, czując puls pod moją dłonią.

Spojrzałam na niego, całe moje ciało drżało ze strachu. Stał tam, ramiona skrzyżowane, zły uśmiech na jego twarzy, jego włosy ruchome ze względu na wiatr, czarne oczy wpatrujące się we mnie, patrząc z rozbawieniem, fioletowe i niebieskie żyły pojawiły się na jego ramionach i szyi. Krew na ubraniach. Wyglądał jakby był na spacerze zmarłych. Jak demon, czy coś.

Dla mnie nie wyglądał jak prawdziwy człowiek.

-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam cicho, a on zachichotał.

-Pomogłem oczyścić twoją twarz. Nie musisz dziękować. - powiedział ironicznie i zmarszczył brwi.

-Prawie mnie utopiłeś! - powiedziałam z irytacją wyrzucając rękami w powietrze.

Uśmiech na jego twarzy natychmiast zniknął, a jego mięśnie napięte w szczęce zacisnęły się. Przeklęłam siebie za to że to zrobiłam. Zrobił jeden krok do przodu i zgiął się w dół, aby mógł być na tym samym poziomie oczu co ja.

-Uwierz mi, kiedy będę naprawdę chciał cię zabić, to będzie o wiele gorsze niż utonięcie. - powiedział chłodno wysyłając dreszcze do moich pleców.

-Co ja zrobiłam? - wyszeptałam, bardziej do siebie.

-Ty? - zachichotał. - Nic, w ogóle.

-Dlaczego? Dlaczego robisz t-to wszystko? - czułam się tak jakbym utknęła między ścianą a nim przede mną, co powoduje że nie mogę nawet wyraźnie mówić.

-Dlaczego miałbym tego nie robić? - zapytał w sposób jak gdyby to było tak mylące.

-B-bo jestem niewinna. Nic tobie nie zrobiłam... - wymamrotałam.

Jego brwi złączyły się w zamyśleniu i nieczytelny wyraz pojawił się na jego przerażającym obliczu. Próbowałam coś odczytać z jego czarnych błyszczących oczu, ale on mi na to nie pozwolił. Był jak tarcza, tarcza której nikt nie mógł złamać, zwłaszcza ja.

Stał prosto, ale po chwili odwrócił się na pięcie, wracając do drzewa gdzie wcześniej siedział. Spojrzałam na niego. I nawet nie wiem co zrobi mi jutro, czy będę mogła jutro oddychać.

-Idź spać. - rozkazał i usiadł pod drzewem kierując oczy wpatrując oczy tępo w oddal.

Spojrzałam na moje odbicie w rzece i zobaczyłam że nie ma już krwi na mojej twarzy. Sposób w jaki została zmyta nie był najlepszy, ale zadziałał. Westchnęłam i wstałam rozglądając się próbując znaleźć miejsce gdzie będę mogła spać.

Oparłam się o drzewo i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, owinęłam ramiona wokół nich i ukryłam twarz w kolanach. Zapadła cisza, tylko szum wiatru wśród drzew i fale rozbijające się na skałach były echem w lesie.

-To moja wina... - usłyszałam jakiś szmer, a moje serce zatrzepotało w klatce piersiowej na miękkość jego głosu.

Spojrzałam na niego, aby znaleźć go wpatrującego się w niebo, cień smutku błysnął w jego zachowaniu i coś uderzyło mnie w dole mojego brzucha.

Przyglądałam mu się uważnie, czekając na kolejne słowa, ale zapadła cisza. Nie wiem czy mówił do mnie czy do siebie, ale jego głos był tak miękki dla mojego serca, że w jakiś sposób czuję żal do niego. Jednak jego następne słowa, na które czekałam tak długo, wstrząsnęły mną:

-Przepraszam... Louis.


#TSfanfic 
______
Jeśli doceniasz czas poświęcony na tłumaczeniu tego - zostaw komentarz.

2 komentarze:

  1. Zajebiste! Szkoda, że Harry jest aż tak wredny... Nie mogę się doczekać nn♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest świetnie, czekam na więcej i sprawdzam, czy dodałaś coś nowego :) Trzymam kciuki :) Twitter -> @bananowamarchew

    OdpowiedzUsuń