poniedziałek, 26 stycznia 2015

3

Byłam oniemiała. Moje całe ciało namawiało mnie bym wstała i uciekała ale nie mogłam. Nie mogłam tego zrobić. Stał tuż przede mną z rękoma pokrytymi krwią Grace i podchodził coraz bliżej.
Uklęknął koło mnie i umiejscowił swoje ręce na moim brzuchu. Wstrzymałam oddech co wywołało głupawy uśmiech na jego twarzy i tym samym przeniósł ręce na moje piersi brudząc je krwią.

Krzyknęłam starając się strząchnąć jego dłonie. Do moich nozdrzy doleciał okropny smród przestarzałej krwi i znów miałam odruch wymiotny.
 Śmiał się, podczas gdy ja płakałam i błagałam go by przestał. Jego ręce chwyciły moją szyję a ja zaczęłam się trząść pod jego uściskiem. Ponownie się zaśmiał przesuwając powoli opuszkami palców po mojej żuchwie a następnie policzku. Szlochałam ,ale on nie dawał za wygraną. Mazał moją twarz krwią przyjaciółki, a ja byłam bezsilna.

-Proszę..proszę przestań..-wykrztusiłam przez łzy cały czas kręcąc głową.

-Nie każ mi przestawać! - wykrzyczał mi twarz tak głośno, że zacisnęłam oczy ze strachu.

-Proszę, zrobię wszystko czego chcesz, tylko.. przestań! - wrzasnęłam a chłopak zabrał ręce z mojej szyi.

-Oczywiście, że zrobisz - powiedział spokojnie.

Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół na moje ubrania, które były przesiąknięte czerwoną cieczą. Zakasłałam czując jak żołądek podchodzi mi do gardła. Byłam zdegustowana i pogrążona w żalu po stracie przyjaciół, lecz on był wyraźnie zadowolony widząc mnie w takim stanie.

-Kim..kim Ty jesteś ? - spytałam łamiącym się głosem.

-Tym, który ma zamiar Cię zabić - powiedział i nachylił się do mojego ucha tak,że jego loki załaskotały moją szyję. -I to będzie bolesne. - wychrypiał przez co przeszły mnie dreszcze.

Drżałam nie mogąc wydusić słowa. Nie wiedziałam co powiedzieć ani tym bardziej jak go przekonać by nie robił mi krzywdy. Był bezuczuciowym draniem.

-Dlaczego? Za co? - załkałam a on się odsunął by móc na mnie spojrzeć.

-Ponieważ taki jestem. - odpowiedział bez wyrazu i wstał. Połowa jego twarzy była ukryta w ciemnościach nocy a drugą oświetlał nikły płomyk z ogniska. Wyglądał jak demon, przerażająca istota.

-K-kim jesteś ? -zająkałam się marszcząc brwi zmieszana wlepiając wzrok w jego czarne jak smoła tęczówki.

-Nigdy nie zrozumiesz. - pokręcił głową.

Przełknęłam ciężko ślinę dopiero teraz czując okropny ból na szyi,który był śladem po uścisku chłopaka.

-A teraz kochanie wrócisz do swojego namiotu i tam zostaniesz. -zażądał i skinął głową w stronę obozowiska.

Pokiwałam powoli głową próbując wstać , ale gdy tylko się podniosłam straciłam równowagę i  upadłam na korzeń. Wpatrywał się we mnie intensywnie kryjąc swoje rozbawienie. Podjęłam jeszcze jedną próbę i ustałam na nodze, która mnie bolała. Czułam jak pożera mnie wzrokiem gdy szłam w stronę ogniska zapatrzona w czaszkę Grace z której wypływała krew. Zacisnęłam usta w wąską linię by zdusić w sobie szloch. Myśl o tym,że mam na sobie krew przyjaciółki przyprawiała mnie o obrzydzenie. Otworzyłam namiot i zdjęłam buty nim weszłam do środka. Słyszałam za sobą jego chichot. Nawet jeśli byłam psychicznie brudna nie chciałam wnosić brudu z lasu do namiotu. Byłam pedantką i zawsze chciałam, żeby wszystko było czyste i pachniało świeżością. Usiadłam na kocu i podkuliłam nogi pod brodę otaczając je ramionami. Obserwowałam go przenoszącego ciała moich znajomych , wyglądało na to,że to nie jego pierwsze ofiary bo robił to zbyt sprawnie na amatora morderstw. Ciało Caluma niósł jak torebkę. Obserwowałam go cały czas. Nie mogłam zrobić nic.
Moja torba leżała na zewnątrz tuż obok niego. Miałam tam jedzenie i telefon czyli prawdopodobnie jedyne rzeczy które pozwoliłyby mi tu przeżyć. Chciałam wyjść z namiotu i po cichu się stąd wydostać ale coś w środku mówiło mi ,że to nie jest dobry pomysł. Skoro znalazł mnie gdy siedziałam w ciszy za krzakiem to o ucieczce mogę jedynie pomarzyć. Wiedziałam,że nie ujdę z życiem.

Wszystko wokół mnie wydawało się takie puste. Moi przyjaciele byli martwi, ja byłam zakładnikiem jakiegoś mordercy z nadprzyrodzonymi mocami, byłam osamotniona i bezbronna. Byłam jak szczur w klatce. Umiał sprawić ,że cierpiałam i wiedziałam ,że to będzie robić. Ale najbardziej zastanawiało mnie..skąd on wiedział,że nie znoszę krwi?

To było jak..uczył się mnie, obserwując mnie. Jeśli to robił nie miałam szansy się wymknąć, zapewne zadźgałby mnie nożem, gdybym zrobiła choć krok poza linię namiotu.

-Wciąż jesteś czujna. - odezwał się w moją stronę .

Zmarszczyłam brwi. Skąd wiedział? I jak długo już siedzę śledząc każdy jego ruch? Siedział obok ogniska paląc ciała moich przyjaciół.
Z moich oczu popłynęły łzy i znów wydałam z siebie cichy szloch.

Nic by się nie stało, gdyby Ashton nie namówił nas na ten chory biwak. Spałabym w przytulnym i bezpiecznym domu. Calum pisałby nową piosenkę , Grace malowałaby paznokcie a Ashton grałby na bębnach. Robilibyśmy to samo co każdego dnia, ale nie, teraz oni się palą a ja siedzę w strachu przed obłąkańcem.

Moje serce zabiło szybciej gdy usłyszałam jak podchodzi bliżej mnie. Wsadził do środka głowę piorunując mnie spojrzeniem, jego szczęka była mocno zaciśnięta.

-Przestań wyć i idź spać. - wycedził przez zęby co sprawiło, że przygryzłam wargę. Starałam się zatrzymać łzy, które bez ustanku płynęły wzdłuż moich policzków. Wziął głęboki wdech i wszedł do środka pochylając się nade mną i uniósł gburowato moją brodę.

-Nie powtórzę kolejny raz! - wrzasnął mi w twarz a ja się skuliłam ze strachu.

Zaciskając usta z całych sił pragnęłam przestać płakać. Nie widziałam bardziej przerażających oczu. Bałam się ich,ale nie mogłam odwrócić wzroku.

-Przestań. Wyć. - syknął i popchnął mnie tak, że upadłam na plecy.

Wstał i znów opuścił namiot rzucając mi ostatnie spojrzenie. Zwinęłam się w kłębek starając się uspokoić. Wiedziałam że nie zasnę, więc po prostu schowałam twarz w poduszkę i cicho łkałam całą noc.

***

Usłyszałam zasuwanie zamka poza namiotem, lecz musiałam przyzwyczaić wzrok do oślepiającego mnie światła by coś zobaczyć. Usiadłam i przeklęłam w duchu, że zrobiłam to tak gwałtownie gdy poczułam, że kręci mi się w głowie. Z grymasem przyjrzałam się ciuchom na których były zaschnięte ślady krwi.

-Dzień dobry słońce - jego głos niespodziewanie dobiegł do moich uszu przez co odwróciłam głowę w jego stronę. Zaśmiał się pod nosem, rozbawiony z mojej reakcji. Spojrzałam na niego przerażona nie będąc do końca pewna czy wypadałoby odpowiedzieć czy też nie.

-Wstań, musimy się przejść.- mruknął patrząc na mnie wyczekująco. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.. Dokąd mnie zabierze? Tam gdzie będzie mnie mógł spokojnie zabić nie martwiąc się o świadków?
Odrzuciłam na bok złe myśli i wstałam pomału wychylając głowę poza połę namiotu. Zmrużyłam oczy i zamrugałam parę razy nim ponownie mogłam rozejrzeć się po naszym obozowisku. Po ciałach moich przyjaciół zostały tylko pojedyncze plamy krwi. Założyłam buty i zachwiałam się wstając. Stanęłam twarzą do pleców chłopaka , który trzymał coś w ręku oddalony o jakieś siedem metrów ode mnie.
Przełknęłam ciężko ślinę i rozejrzałam się na boki. Czy to była szansa na ucieczkę ?

-Nawet o tym nie myśl. - mruknął.

Wstrzymałam oddech widząc jak chłopak się odwraca trzymając w dłoniach mapę Caluma. Podniósł wzrok znad planu miasta i spojrzał na mnie poważnie, znów przełknęłam głośno ślinę czując przeszywający mnie od środka strach.

-Co? -spytałam cicho.

-Myślisz, że ot tak pozwoliłbym ci uciec? Z wszystkimi kończynami? - zaśmiał się z własnego żartu podczas gdy próbowałam uspokoić drżące ręce.

-J-ja..nie..

-Nie próbuj mnie okłamywać. - sapnął i ruszył w moją stronę.

-N-nie chciałam kłamać.. - odchrząknęłam kuląc się.

-Tak się składa, że wiem lepiej skarbie.. - stanął tuż przede mną - kłamiesz.

Otworzyłam usta by coś odpowiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku i złączyłam je z powrotem. Tak, miał rację. I skąd on to wiedział? Nie mogłam pojąć jak szybko mnie potrafił przejrzeć.
Wypuścił mapę z ręki tak, że wylądowała na ziemi. Zmniejszył dystans między nami, dopiero teraz zauważyłam jak mnie przewyższa. Spojrzał na mnie bez wyrazu.

-Nie lubię kiedy mnie okłamujecie - chwycił za kołnierz mojej bluzki i uniósł mnie za nią do góry.

Starałam się go odepchnąć ,ale byłam zbyt słaba. Mała niewinna dziewczynka nie miała szansy z takim potworem i była jedynie zabawką w jego rękach.

-Teraz muszę Cię ukarać. - parsknął pod nosem i wyjął zza paska spodni nóż. Moje źrenice rozszerzyły się na widok narzędzia, szamotałam się starając uwolnić. Przystawił nóż do mojego brzucha, wzdrygnęłam się czując zimny metal na mojej rozgrzanej ze strachu skórze. Pociągnął nim sprawnie po moim biodrze powodując, że krzyknęłam z ogromnego bólu. Zachichotał i ponowił ruch zagłębiając ostrze. Ból był nie do opisania.

-Proszę! Nie! - krzyknęłam i zacisnęłam mocno oczy.

-Nie mów mi co mam robić ! - ryknął, wzdrygnęłam się na jego szorstki ton.

 Rzucił mnie na ziemię a ja jęknęłam z bólu przekręcając się na bok i ręką starałam się zatamować krwawienie. Leżałam teraz we własnej kałuży krwi, której straciłam już całkiem sporo.

Chciałam zwymiotować mając nadzieję, że to tylko najgorszy z moich sennych koszmarów. Ale to nie był koszmar. Chłopak stał przede mną przyglądając mi się z wesołym uśmiechem bawiąc się nożem, którym parę minut temu przecinał moje ciało.

-Powiedziałeś..powiedziałeś, że mnie nie zabijesz.. - wyszeptałam na co on wzruszył ramionami.

-Przecież nie zabiłem kochanie. Tylko się bawię. - mój żołądek wywrócił fikołka na słowo "kochanie".

-Teraz wstań. Mieliśmy się przejść. - wyciągnął do mnie dłoń, byłam totalnie zdezorientowana.

-Nie mogę chodzić! Właśnie dźgnąłeś mnie nożem! - krzyknęłam po chwili tego żałując , bo jego twarz nie okazywała zadowolenia z mojej odzywki.

-Popatrz! Jestem w gorszej sytuacji a chodzę! - wrzasnął pokazując mi swój tors.

Zmarszczyłam brwi. O czym on mówił? Jakim cudem może być w gorszej sytuacji skoro nie przecieka krwią? Jedyna rana jaka pokrywała jego ciało znajdowała się na ramieniu, ale wyglądała na nabytą co najmniej rok temu. Nic poza nią nie świadczyło o tym, że mógłby odczuwać jakikolwiek ból.
- Wstań . - zarządził. Syknęłam gdy próbowałam ustać na bolącej nodze ale poczułam paraliż i upadłam na trawę. Brunet z irytacją zgiął się i pociągnął mnie za ramię w górę zmuszając,żebym wstała. Wolną rękę cały czas dociskałam do rany powodując jeszcze gorszy ból.

-Idź. - nakazał. Pociągnęłam nosem robiąc powolny i niezdarny krok naprzód. Wciąż trzymał mnie za ramię swoją zimną dłonią z czasem zaciskając ją mocniej, a na moją koszulkę skapywały stróżki łez. Każdy kolejny krok powodował gorszy ból w biodrze. Gapił się na mnie i wyczuwałam,że jest dumny ze swojego czynu. Nie zastanawiałam się nad tym gdzie idę, tylko całą uwagę skupiałam na tym, aby ustać na nodze. Zabrał mnie do lasu, w zasięgu wzroku nie było niczego poza kwiatami, drzewami, krzewami, błotem i skałami. Słońce piekło mocno, kropelki potu uformowały się na moim czole. Jego uścisk wciąż był ciasny i wiedziałam, że na pewno będę mieć na ręku siniaki, o ile nie coś gorszego, bo trzymał mnie tak mocno, że krew odpłynęła mi z ręki, która automatycznie zdrętwiała.

Poruszał się szybko. Próbowałam na niego spojrzeć, ale zrobiłam to tylko raz, odwzajemnił spojrzenie patrząc na mnie zdenerwowany. Opadałam z sił, choć wcale go to nie obchodziło. Jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała, jego ciężki oddech obijał się o moje ucho mimo, że był o wiele wyższy ode mnie.

Zdawało się trwać to godziny, ale szliśmy trzydzieści minut. Włosy lepiły się do mojej szyi i policzków, straciłam już dużo krwi i gdyby chłopak nie ciągnął mnie z całej siły obok siebie, zapewne bym upadła w połowie drogi. Rzuciłam okiem na jego tatuaże, jeden z nich przykuł moją uwagę. Była to róża, którą miał wydzierganą na łokciu. Zdawała się być piękna, ale mój wzrok już zawodził, a oczy były coraz cięższe.

-N-nie mogę.. - wyszeptałam upadając na ziemię. Kolana zgięły się w bólu jakiego doznałam po zderzeniu ze ściółką, bolał mnie brzuch. Usłyszałam za plecami ciche westchnięcie a jego but trącił moje ramie.

-Wstawaj. - syknął, zamknęłam oczy. -No dawaj.. - powiedział, ale jego głęboki głos był cichszy.

Jedną rękę owinął wokół moich kolan a drugą objął mnie w plecach. Zostałam podniesiona z ziemi. Wiedziałam, że jestem bliska jednej rzeczy - śmierci.

-Pij. - mruknął przyciskając coś do moich ust.

Natychmiast rozszerzyłam oczy wypluwając napił który próbował mi wcisnąć. Krew.

-Powiedziałem pij! - krzyknął.

-N-nie.. - zająknęłam się łamiącym się głosem.

-Rób co każe. - warknął na nowo przyciskając do moich ust naczynie z czerwoną cieczą.

Ohydny smak krwi wypełnił moje usta i nie mając wyboru połknęłam ją. Wszystkie mięśnie w moim ciele napięły się w odruchu wymiotnym. Nigdy nie sądziłam, że będę umazana krwią a co gorsza - będę musiała ją pić.

Po ostatnim łyku straciłam świadomość.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

2

Rebecca's POV
Słońce już zachodziło. Kolor nieba był połączeniem pomarańczowego, żółtego i fioletowego. Chodziliśmy między drzewami już 45 minut próbując znaleźć dobre miejsce do rozłożenia namiotów i odpoczynku. Zimne powietrze uderzyło moją skórę sprawiając, że przeszły mnie dreszcze, ale zignorowałam to nucąc melodię. Moje nogi bolały i byłam głodna, ale nie narzekałam w przeciwieństwie do Grace.

-Jesteśmy już? - jęknęła. Jej głos był zmęczony.

Potknęłam się o kamień i prawie upadłam, ale odzyskałam równowagę i stanęłam prosto. Zgarnęłam moje czarne włosy z twarzy i westchnęłam z frustracją kiedy znowu wróciły na moje oczy.

-Myślę, że tu możemy rozłożyć namioty. - Calum wskazał na miejsce które było pozbawione kamieni i otoczone drzewami.

-Chyba jest dobre. - zgodziłam się. Spojrzał na mnie i skinął.

-Jestem taka głodna. - powiedziała Grace stojąca za mną.

Obróciłam się i spojrzałam na nią jak wyciera pot z czoła. Przymrużyła oczy i spojrzała na słońce. Jej włosy były związane w kitkę. Spodenki i bezrękawnik miała brudne.

-Słońce zajdzie za około 10 minut, musimy rozpalić ogień. - spojrzała na mnie niebieskimi oczami.

-Ja rozpalę, a wy rozłóżcie namioty. - powiedział Ashton i wyszedł na przód.

Wszyscy przytaknęliśmy i poszliśmy za nim. Ciężko chodziło się po gęstym błocie. Pomogłam Grace rozłożyć jej namiot, ponieważ nie mogła tego zrobić w pojedynkę, a potem zajęłyśmy się moim. Schyliłam się i weszłam do namiotu położyłam mój plecak obok śpiwora i ściągnęłam buty. Wystawiłam je przed namiot aby nie nanieść błota i położyłam się na śpiworze.

Zaczęło się ściemniać i burczało mi w brzuchu. Chwyciłam plecak i położyłam go na brzuchu a następnie otworzyłam. Usiadłam i wyjęłam rogalika i sok i zdałam sobie sprawę, że nie jadłam cały dzień. Przeżuwałam kęs kiedy ktoś otworzył namiot i zmusił mnie do odwrócenia wzroku od croissanta ,aby zobaczyć kto przyszedł.

-Hej. - Calum wsadził głowę do namiotu. - Rozpaliliśmy ogień, chcesz dołączyć? - uśmiechnął się.

-Jasne, już idę. - powiedziałam na co skinął wysuwając głowę z namiotu.

Szybko dokończyłam jeść i śmieci wrzuciłam z powrotem do plecaka. Nałożyłam buty i podeszłam do ogniska.

Grace i chłopcy siedzieli w półkole. Usiadłam na wolnym miejscu. Siedziałam obok Grace, która posłała mi uśmiech zanim położyła głowę na ramieniu swojego chłopaka - Ashtona.

-Jest tu całkiem cicho. - zauważył Calum i rozejrzał się.

-Racja. - zgodził się Ashton i przytulił do siebie mocniej Grace.

-Kilka mil stąd jest rzeka. Możemy tam pójść umyć się trochę i nabrać wody na drogę powrotną. - zasugerował Calum, który trzymał w rękach mapę.

-Brzmi nieźle. - powiedział Ashton.

-Świetnie, ale musimy obudzić się przed 11:00. - na twarzy Caluma pojawił się grymas.

-To znaczy, że musimy iść spać teraz. - powiedziałam a przyjaciele popatrzyli na mnie dziwnie zanim zaczęli się śmiać.

-Teraz? Jest 22:30. - Grace zaśmiała się.

-Jeśli pójdziemy spać teraz, będziemy mieć więcej energii jutro. - powiedziałam i zaśmiali się jeszcze raz.

-Niezły żart Becca. Rozbawiłaś nas. - Calum zachichotał.

Nic nie powiedziałam i spojrzałam na ogień. Wciąż się śmiali z tego co powiedziałam, a ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. To była prawda; moi rodzice powtarzali mi że jeśli muszę wstać to lepiej żeby się szybciej położyć. Mięli rację w większości spraw i cieszę się, że nauczyli mnie żyć ten a nie inny sposób.
Ashton i Calum zaczęli rozmawiać o samochodach, a ja nachyliłam się do ucha Grace.

-Muszę siku. - powiedziałam a ona zachichotała.

-Znajdź krzak. - wzruszyła ramionami, a ja zmarszczyłam usta aby pokazać zdegustowanie.

-To ohydne. Nie mogę sikać za krzakiem. - powiedziałam głośnym szeptem.

-W takim razie drzewo. - parsknęła i wywróciłam oczami. Nie miała zamiaru mi pomóc.

-Nie ważne. - wstałam i ruszyłam w kierunku drzew.

Wciąż mogłam słyszeć ich rozmowę i śmiech kiedy znalazłam krzak. Z grymasem na twarzy zsunęłam ubrania z dolnej części ciała. Nie mogłam uwierzyć, że sikałam za krzakiem. To było totalnie to mnie niepodobne.

Nagle usłyszałam krzyk Grace i moja głowa momentalnie uniosła się w kierunku naszego prowizorycznego obozu. Moje serce zatrzymało się kiedy zobaczyłam ją na ziemi. Calum i Ashton walczyli przeciwko nieznajomemu.

Kim jest ten facet? Kiedy tam przyszedł? Spojrzałam na niego przerażona. Miał kręcone włosy i był bardzo dobrze zbudowany. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy.

-Nie! - krzyknęłam Grace kiedy on  złapał Ashtona za gardło i podniósł do nad ziemię.

Zakryłam dłońmi usta i strach zawładnął moim ciałem. Grace wciąż leżała na ziemi, a jej ciało się trzęsło. Calum uderzył napastnika w tył głowy potężną gałęzią, ale to nie sprawiło na nim żadnego wrażenia.

Nogi Ashtona wciąż nie miały styczności z podłożem. Miotał się w powietrzu. Facet rzucił Ashtonem z dużą siłą. Uderzył ciałem o drzewo, a tył jego głowy krwawił.

-Ashton! - Grace płakała, a Calum spojrzał na chłopaka z oszołomieniem.

Napastnik szedł w stronę Grace. Cofała się co sprawiło, że jej ręce i nogi całe były pokryte ziemią. Złapał jej kostkę i przyciągnął do siebie. Jej krzyk przenosił się echem po lesie.

Sapnęłam i schyliłam się chowając się i wciąż patrząc na tą okropną scenę. Facet uniósł kamień, przybliżając go do niej. Calum zastygł, nie wiedział co robić. Pomóc Grace lub Ashtonowi, który wciąż mógł żyć?
Nieznajomy złapał ją za włosy i gwałtownym ruchem pchnął jej głowę na ziemię. Starała się go odepchnął, ale nie udało jej się. Jęk uciekł z moich ust a łzy spływały po policzkach kiedy napastnik brutalnie uderzył Grace kamieniem w głowę sprawiając, że znowu zaczęłam krzyczeć. Każdy kolejny cios był mocniejszy od poprzedniego.

Czułam jak kręci mi się w żołądku a serce podchodzi do gardła kiedy facet stanął nad pozbawionym życia ciałem mojej przyjaciółki. Jej twarz była pokryta krwią, a na głowie widniała rana.

-Grace...Nie... - wyszeptałam żałośnie. Ból po stracie przyjaciółki uderzył we mnie mocniej niż siła napastnika.

Rzucił kamień na ziemię i zwrócił się do Caluma i ruszył w jego kierunku. Ciemnowłosy był przerażony. Modliłam się aby pozwolił mu przeżyć, ale wiedziałam, że się myliłam kiedy napastnik chwycił obie ręce Caluma i bardzo szeroko je rozłożył sprawiając, że krzyczał.

Facet złapał jego przedramiona i zaczął wyciągać je w przewiną stronę. W pewnym momencie usłyszałam pękanie kości. Calum głośno płakał. Nagle kręconowłosy włożył więcej siły w to co robił. Nie mogłam uwierzyć co się stało. To było nieprawdopodobne. Ręce Caluma zostały oddzielone od jego klatki piersiowej. Jego ciało spadło plecami na ziemię.

Napastnik zaśmiał się złowieszczo. Wszystko wewnątrz mnie wywracało się do góry nogami. Nie mogłam już tego powstrzymać - zwymiotowałam. Ohydny smak wypełnił moje usta.

Spoglądałam przerażona we wszystkie kierunki. Stał naprzeciwko ogniska, a obok niego było ciało Grace. Wpatrywał się w ogień. Jego ręce pokryte były krwią. Nagle spojrzał w stronę mojego namiotu. Otworzyłam szeroko oczy.

O Boże.

Wpatrywał się w niego przez chwilę zanim wszedł do środka. Widziałam jego cień odbijający się na ścianie namiotu. Łzy paliły moją skórę, a dolna warga trzęsła się. Spojrzałam na moich nieżywych przyjaciół. Wtedy moje serce złamało się jeszcze bardziej.

Kto był tym kto ich zabił? Jak się tu dostał? Dlaczego ich zabił? Oni nic nie zrobili. Byli całkowicie niewinnymi osobami, które nie zasłużyły na to aby zginąć w ten sposób. Wstrzymałam oddech kiedy pomyślałam o mojej śmierci. Co jeśli nie zachciałoby mi się siku i zostałabym tam z nimi? Prawdopodobnie bym już nie żyła a moje serce leżałoby obok.

Moje dłonie trzęsły się i zwymiotowałam jeszcze raz. Nigdy nie byłam fanką krwi. Jestem obrzydzona tym tematem i wszystkim co z nim związane. Mój tata powiedział, że mogłabym być świetnym lekarzem, ale od razu odrzuciłam tą myśl.

Napastnik wyszedł z mojego namiotu trzymając mój plecak w dłoniach. Wstrzymałam oddech i schowałam się za krzakiem. Kolana zabolały kiedy zetknęły się z twardym podłożem. Byłam brudna od błota, ale wolałam to od krwi.

-Gdzie jesteś? - zawołał głębokim głosem sprawiając, że zastygłam.

Starałam się zachować spokój, ale nie mogłam kiedy miałam wrażenie jakby się zbliżał. Sprawiło to że bałam się bardziej niż wcześniej.

Chciałam uciekać. Uciec i schować się gdzieś, ale nie więdziałam czy jest więcej takich jak on. Nigdy nie widziałam nikogo z taką mocą. Był inny i bardziej przerażający. Przypomniałam sobie o mapie Caluma. Powiedziałam sobie że musze ją wziąć i ruszyć w stronę rzeki która zaprowadzi mnie do naszego samochodu. Wiedziałam, że gdybym mogła zabrać mapę i plecak, uciekłabym; ale był jeszcze tez chłopak.

-Czuję twój strach! - krzyknał ponownie. Wstrzymałam powietrze i schowałam się bardziej za drzewem.

Zaśmiał się złowieszczo co sprawiło, że dostałam gęsiej skórki. Wydawało się że moje serce zaraz wyskoczy. Słyszałam jego kroki które były coraz bliżej i bliżej aż w końcu nastała cisza. Jedynym co słyszałam to bicie mojego serca kiedy wstrzymywałam oddech.

Poczułam dłoń chwytającą mnie za kostkę i krzyknęłam kiedy wyciągnęła mnie z mojej kryjówki. Łzy spływały po moich policzkach. Odwróciłam głowę i popatrzyłam na niego. Wstrzymałam oddech.
Jego biały t-shirt był przesiąknięty krwią nie tylko moich przyjaciół, ale też starą krwią. Jego oczy były całkowicie czarne. Kręcone włosy spadały na jego czoło. Usta wykrzywione w złowieszczy uśmiech. Przez moment pomyślałam, że gdyby nie to wszystko; byłby piękny.

Ocknęłam się dopiero wtedy kiedy jego dłonie zacisnęły się na mojej szyi i nie mogłam nabrać powietrza. Prawdopodobnie była to ostatnia chwila kiedy mogłam cieszyć się tym przywilejem.

-Lubisz grać w chowanego, huh? - powiedział zachrypniętym głosem, zbliżając się do mojej twarzy.
Jego uścisk stał się ciaśniejszy.

-Mi to lepiej idzie. - zakpił.

-Proszę... - wydyszałam a on uniósł brwi.

-Proszę co? - przybliżył się bardziej. Czułam jego gorący oddech na ustach.

-Proszę...nie zabijaj mnie. - mój głos brzmiał jak szept.

Kiedy jego uścisk stał się nie do zniesienia, położyłam moje dłonie na jego strając się uwolnić, jedak oczywiście nie udało mi się. Jego skóra była zimna, zbyt zimna kiedy moja była gorąca.
Spojrzał na moje dłonie. Niemożliwa do odczytania reakcja wkradła się na jego twarz zanim popatrzył na mnie.

-Nie zamierzam cie zabić. Jeszcze. - dusił mnie bardziej. Moje oczy wywróciły się, a moje płuca bolały.

-Wciąż mam wystarczająco jedzenia. Widzisz, trzy ciała wystarczą na ponad tydzień. Wtedy cię zabiję. - puścił mnie. Moja głowa uderzyła o ziemię.

Zaczęłam kaszleć, starając się złapać oddech. Wstał, kiedy ja zaczęłam wypełniać płuca powietrzem.

-Twoi przyjaciele będą świetną kolacją. - zaśmiał się i spojrzałam na niego przerażona.

Spojrzałam na moje dłonie i zobaczyłam, że były pokryte krwią co sprawiło, że moje wnętrzności skręciły się jeszcze raz. Nie mogłam wytrzymać więc zwymiotowałam trzeci raz i spojrzał na mnie ze zwężonymi oczami.

-Coś nie tak, kochanie? - powiedział prześmiewczym tonem i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

Nie odpowiedziałam. Mój żołądek okropnie się kurczył. Patrzył na mnie intensywnie swoimi ciemnymi oczami.

-Nie możesz znieść krwi. - powiedział zimno. Otworzyłam szeroko oczy.

Skąd on to wiedział?

Zaśmiał sie i poszedł w kierunku ciała Grace. Włożył rękę w strumień krwi, co sprawiło, że się skrzywiłam. Odwrócił się w zaczął iść w moją stronę. Pochylił się i powiedział.

-Chcesz zagrać w grę?



#TSfanfic 
______
Jeśli doceniasz czas poświęcony na tłumaczeniu tego - zostaw komentarz.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

1

25 września 1956
Głośne krzyki z najbardziej przerażającego pokoju, którym było laboratorium, sprawiły, że zaczął trząść się w swojej celi. Schował głowę pomiędzy ramiona i oplótł rękami kolana co miało mu dać poczucie większego bezpieczeństwa. Było to coś czego nie mógł sobie dać zeszłej nocy i każdej nocy odkąd wzięli go i zamknęli w tej starej, ciemnej celi.

Miał zamknięte oczy i modlił się w głowie mając nadzieję, że w jakiś sposób przestanie słyszeć krzyki biednego chłopaka; ale nie mógł. Kołysał się do przodu i do tyłu. Strach pożerał go kiedy do jego uszu dostawały się krzyki roznoszone przez echo na ciemnym korytarzu.

 -Nie! - chłopak krzyknął ponownie i Harry zacisnął zęby starając się nie myśleć co robią temu nastolatkowi.

-Zabiją nas. - wyszeptał Louis ze swojej celi, która była na przeciwko Harry'ego.

Harry podniósł głowę i spojrzał na niego. Zielono-niebieskie oczy Louisa były przestraszone, jego dolna warga drżała. Siedział opierając się o ścianę a jego głowa przechylała się po zimnych cegłach.

-Co oni mu robią? - Harry zapytał łamiącym się głosem.

Louis spojrzał na niego niepewnie czy powinien odpowiadać na to pytanie czy raczej nie. Louis był tu dwa lata wcześniej przed Harrym i wiedział co się dzieje. Harry dostał się tam 4 miesiące temu i nie miał jeszcze doświadczenia, ale każdego dnia widział więcej i więcej nastolatków wchodzących do tego pokoju nie z własnej woli. Ich krzyki nawiedzały go każdej nocy.

-Zabiją nas. - Louis powtórzył i spojrzał na ścianę naprzeciwko niego.

-Dlaczego? Co zrobiliśmy? - Harry zapytał drżącym głosem, ale zanim Louis mógł odpowiedzieć, drzwi od laboratorium uchyliły się wprowadzając na korytarz trochę światła.

Harry bardziej zbliżył się do ściany i mocniej trzymał ręce zaciśnięta na kolanach. Jakiś naukowiec wyszedł z sali i swoimi ciemnymi oczami skanował cale. Większość z nich była pusta, ale niedługo pewnie mieli zamiar znowu je wypełnić ofiarami; nowymi nastoletnimi osieroconymi chłopcami.

Jego oczy zatrzymały się na Harrym i zastygł. Harry mógł poczuć jak jego serce bije szybciej, a jego dłonie się pociły. Był zdenerwowany i przestraszony. Nie wiedział co się stanie.

-Weź 193. - naukowiec skinął na celę Harry'ego a ten znieruchomiał.

Cela 193 to była cela Harry'ego i jeśli naukowiec wskazał na ciebie to znaczy, że idziesz do pokoju eksperymentów skąd nikt nigdy nie wraca. Oczy Harry'ego zaczęły się szklić kiedy bardzo umięśniony mężczyzna ze złym uśmieszkiem przyszedł po niego.

-Nie! Proszę! - Harry krzyczał kiedy mężczyzna złapał go za ramiona i sprawił, że wstał.

Uścisk był tak silny, że Harry musiał ścisnąć zęby aby powstrzymać ból, ale nic nie wydawało się działać. Harry walczył starając się uwolnić.

-Proszę! Nie zrobiłem niczego! - błagał. Łzy spływały po jego zimnych policzkach.

Spojrzał desperacko na Louisa prosząc o pomoc. Louis spojrzał na niego z bólem co sprawiło, że jego serce rozpadło się na kawałki. Wiedział, że Louis nie mógł niczego zrobić, nikt nie mógł. Był zmuszony do pójścia do tamtego pokoju.

Mężczyzna ciągnął Harry'ego w kierunku pokoju. Uchwyt zacieśniał się na  jego rękach z każdym kolejnym krokiem. Harry starał się robić kroki w tył.

-Harry! - Louisa zawołał. W jego głosie było słychać troskę.

Harry szybko spojrzał przez ramię na Louisa stojącego w swojej celi. Jego palce były owinięte wokół krat, a twarz pokazywała ból i zmartwienie o młodego chłopca z kręconymi włosami.

Oczy Harry'ego były gniewne, jego ciało trzęsło się, a nogi słabe. Naukowiec wyszczerzył się do Harry'ego i skinął w kierunku drzwi. Mężczyzna otworzył drzwi łokciem i wciągnął go do pokoju. Wiedział, że mieli zamiar go skrzywdzić.

Każdy wiedział, że ktokolwiek wejdzie do tego pokoju już nigdy z niego nie wyjdzie. Nigdy nie widzieli wszystkich chłopców wprowadzanych tam. Jakby wszyscy z nich zniknęli.

Harry został uderzony w brzuch. Mężczyzna wyjął nóż z kieszeni i rozciął jego ramię co sprawiło, że krzyknął z bólu.

Mężczyzna położył Harry'ego na białym stole i skuł kajdankami jego nadgarstki i kostki. Harry oddychał ciężko, a jego czoło było pokryte potem. Jego całe ciało było wypełnione strachem i denerwowało go to że nie potrafił się obronić.

-Mam coś specjalnego dla tego ciała. - naukowiec zamnął drzwi u nałożyć niebieskie rękawiczki.

-Co zamierzasz mi zrobić? - Harry zapytał. Podniósł swoją głowę więc mógł zobaczyć wszystko co robi mężczyzna.

-To nowy rodzaj DNA. Zawsze chciałem go wypróbować. - naukowiek podniósł medykament i spojrzał na Harry'ego - Zgadnij kto jest tym szczęśliwcem.

Śmiech mężczyzny spowodował, że na ciele Harry'ego pojawiła się gęsia skórka. Znów próbował się uwolnić, ale było to bezcelowe. Nie mógł nic zrobić. Łzy wciąż spływały po jego policzkach, a jego mięśnie napinały się.

-Teraz, nie ruszaj się. - naukowiec podszedł do Harry'ego i wycisnął ze strzykawki trochę tego
medykamentu. Kilka kropel zleciało na podłogę.

-Nie! Nie! - chłopak gwałtownie ruszał całym ciałem. Jego przestarszone zielone oczy zatrzymały się na tym co naukowiec trzymał w dłoniach. Strzykawka zbliżała się bliżej i bliżej do jego ramienia.

-Nie ruszaj się. - powiedział mężczyzna swoim starym głosem.

-Proszę! - Harry płakał starając się wycofać.

Krzyk uciekł z jego spuchniętych ust kiedy strzykawka została wbita w jego ramię pozwalając całej cieczy rozpłynął się po jego ciele. Mógł poczuć jak jego ciało traci siły, jego płuca bolały, jego gardło było suche. Czuł oszołomienie. Wydawało się jakby pokój wirował. Jego wzrok się rozmazywał. Nic nie mogło powstrzymać nieopisywalnego bólu, który przeszywał każdy cal jego ciała.

-Zatrzymaj to! Proszę! Zatrzymaj! - wykrzyczał. Jego ciało trzęsło się na stole.

Jego żyły i tętnice zatkały się. Ani kropla krwi nie przepływała przez nie. Dudnienie w uszach bolało. Jego źrenice stawały się większe i większe z każdą sekundą. Mała strużka krwi spłynęłam po jego dolnej wardze. Dość szybko jego usta wypełniły się czerwonym płynem co bardzo utrudniało swobodne nabieranie powietrza.

Nagle oczy Harry'ego zastygły a klatka piersiowa nie unosiła się i nie opadała, jego ciało nie trzęsło się co oznaczało tylko jedną rzecz;

Był martwy.

Naukowiec czekał całą noc na jakiś ruch, czekał aż medykament zacznie działać z nadzieją na zmiany; nic się nie stało. Mężczyzna potrząsnął głową i przetarł skronie. Nie próbował zrobić nic innego jak sprawić nastolatkom ból.

Pozbawione życia ciało Harry'ego wciąż było na stole w tym samym miejscu, w którym umarł. Nikt nie odważył się ruszyć go i naukowiec zażądał aby nikt nic z nim nie robił. Jego szmaragdowe oczy były zimne i zasmucone.

Naukowiec powiedział aby ktoś wrzucił go do rzeki, ale potem zmienił zdanie i postanowił, że spalą go na proch. Jeden z mężczyzn przytaknął i uwolnił nadgarstki i kostki Harry'ego, które miały ślady w postaci fioletowych siniaków. Wynieśli go przez tylne drzwi laboratorium więc żadna osoba z cel nie mogła go zobaczyć.

Dwaj mężczyźni wnieśli go do samochodu i położyli na tylnym siedzeniu przykrywając kocem po czym zajęli swoje miejsca. Jechali ciemną drogą i jedynym co widzieli były drzewa. Mężczyźni rozmawiali o tym jak trudno znaleźć miejsce do tego aby kogoś spalić będąc nie zauważonym

Nagle ramię złapało kark mężczyny siedzącego na miejscu pasażera zaciśniając się co sprawiło, że wypełnienie płuc powietrzem było prawie niemożliwe. Ten który siedział na miejscu kierowcy spojrzał zszokowany na to co się dzieje i nie mógł nic zrobić aby zatrzymać samochód ponieważ byli na środku drogi.

Ciało Harry'ego uniosło się z tylnego siedzienia co sprawiło że obaj mężczyźni patrzyli na jego odbicie w przednim lusterku z przerażeniem. Harry uśmiechnął się złowieszczo a jego oczy stały się czarne. Jego uścisk stał się mocniejszy.

-Co do cholery! - mężczyzna, który prowadził krzyknął i Harry zachichotał tworząc straszny dźwięk.

Mężczyzna, który próbował się uwolnić z uścisku zaczął tracić świadomość i możliwość oddychania. Jego ręce starały się odepchnął Harry'ego, ale nie mógł bo on był znacznie silniejszy niż oni obydwaj.

-Lubisz to? Oto co stworzyłeś. - Harry wysyczał i uderzył mężczynę w kark co sprawiło, że ten drugi krzyknął z powodu strachu wypełniającego jego ciało.

Jego dłonie trzęsły się i nie mógł dobrze prowadzić samochodu więc auto wykonywało zyg-zaki na drodze. Harry pochylił się do przodu i spojrzał na mężczyzn z rozbawieniem.

-Nie rób mi nic! Proszę! - jeden z nich błagał a Harry się zaśmiał. Był to straszny dźwięk.

-Żaden z was nie wydostanie się stąd żywy. - wyszeptał zimnym tonem, jego oczy były całkowicie czarne.
 Mężczyzna dyszał kiedy Harry wepchnął rękę przez siedzenie i w jego plecy. Mężczyzna nie mógł oddychać, jego plecy krwawiły przez diurę, która zrobiła dłoń Harry'ego.

-Do zobaczenia w piekle. - Harry wyszeptał do jego ucha i wyciągnął rękę z jego pleców wyrywając serce.
Było ciepłe i ociekało krwią. Zaśmiał się a auto rozbiło się o drzewo. Oczywiście każdy mógłby powiedzieć, że nikt nie miał prawa przetrwać takiego wypadku; on miał.

Wyszedł z auta z sercem w ręku. Spojrzał na nie i na samochód. Cały ból był zastąpiony przez nienawiść i gniew.

Przeczesał zakrwawioną dłonią włosy i rzucił sercem w okno auta zostawiając plamę jak po pryśnięciu atramentem na kartkę papieru. Lubił to. Lubił się mścić i to był dopiero początek i wiedział, że to dzięki temu co wstrzyknął mu naukowiec. Był nieśmiertelny. Był silniejszy i okrutniejszy.

Popatrzył na gwiazdy i zadowalał się zapachem świeżego powietrza. Mała jego część czuła ulgę, ale została ona szybko pokryta gniewem. Chciał tego. Chciał się mścić. Chciał uwolnić tych chłopców i wiedział, że był tylko jeden sposób; przez zabijanie.

Wiedział, że nic nie będzie takie same po tym co się stało. Nie był sobą. To nie jego krew płynęła w jego żyłach. Nie miał biologicznego DNA. Był wytworem nauki. Kreaturą, która mogła zmieniać wiele rzeczy i pierwszą rzeczą która została zmieniona był charakter, ponieważ to był moment w którym stracił swoją niewinność.

#TSfanfic 
______
Jeśli doceniasz czas poświęcony na tłumaczeniu tego - zostaw komentarz.
 
Mam nadzieję, że podoba wam się pierwszy rozdział. Wczoraj dołączyły do mnie jeszcze klaudia i zuźka.
ten i drugi rozdział przetłumaczyłam ja, a kolejnymi się podzieliłyśmy! MAMY NADZIEJĘ, ŻE ZBIERZE SIĘ
KONKRETNA LICZBA OBSERWATORÓW, A KOMENTARZE POD ROZDZIAŁAMI NAPRAWDĘ MOTYWUJĄ
DO DALSZEGO TŁUMACZENIA, BO WTEDY WIDAĆ ŻE DOCENIACIE NASZĄ PRACĘ!!!
do następnego! ~ kamila

piątek, 2 stycznia 2015

prolog

-Jestem potworem! - wykrzyczał mi w twarz. Żyły na jego szyi uwydatniły się.
 
Starałam się powstrzymać łzy nacierające na moje oczy, ale nie udało mi się. Wszystkie te miesiące 
cierpliwości, gniewu sprawiły, że moje ciało zaczęło się trząść. Moje serce biło tak szybko, że krew 
w moich żyłach zaczęła wrzeć.
 
-Nie Harry! Nie jesteś potworem! - płakałam głośno. Moja klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała
z powodu gwałtownego nabierania powietrza.

Zacisnął szczękę i uformował pięści. Mocno uderzył w ścianę za mną co sprawiło, że wstrzymałam
oddech. Cały ten gniew, który budował się wewnątrz mnie został teraz zamieniony na strach kiedy
jego zielone oczy zmieniały barwę na ciemniejszą.

-Jak możesz tak mówić po tym co ci zrobiłem? - wysyczał. Jego gorący oddech uderzał w moje
spuchnięte usta.

Wzięłam drżący oddech przed tym jak rozdzieliłam moje usta aby mu odpowiedzieć.

-Bo mogę zobaczyć, Harry...Mogę zobaczyć twoją niewinność.
 
_______________
 
Pierwszy rozdział pojawi się w połowie stycznia. Proszę o przeczytanie zakładki
od autorki i tłumaczki.
Zoe pisze to fanfiction w stylu horror, ale w sumie też nie do końca cały czas jest to straszne. Na ten
moment jestem w trakcie tłumaczenia pierwszego rozdziału i radzę się nie zniechęcać, ponieważ 
czytałam już 2 i 3 rozdział i nie boję się zasypiać także chyba jest ok. Rozdziałów jest caaaałkiem
sporo także szybko się nie rozstaniemy.
znajdziecie mnie na twitterze: @94IRWINO
jeśli mam poinformować się o pierwszym rozdziale to napisz pod tym postem swój username z twittera.
nie będę tworzyła zakładki ,,informowani'' ponieważ po każdym rozdziale będę pisać kiedy mniej więcej
będziecie mogli się spodziewać kolejnego. 
 #TSfanfic 
__________
Jeśli doceniasz mój czas poświęcony na tłumaczeniu tego - zostaw komentarz.